Rok 2020 to nie jest łatwy, ale z pewnością ciekawy czas. Zmusił nas do nieszablonowego myślenia, krytycznego podejścia do rzeczywistości, do wyjścia ze strefy komfortu. Najpierw było dramatycznie, potem na chwilę kurz opadł, a teraz trwamy w oczekiwaniu na niewiadomą. Pojawiają się raporty i podsumowania dotyczące tego, jak edukacja poradziła sobie w godzinie próby.

No i? Wyciągnęliśmy wnioski?  Czegoś nas to nauczyło?

Za nami pierwszy miesiąc w szkołach. Na pytanie o to, jak w razie zawieszenia zajęć szkoła poradzi sobie z nauczaniem zdalnym, rodzice często nie uzyskują żadnych konkretnych informacji. Nikt nie przygotowuje również dzieci na taką ewentualność. Wygląda na to, że szykuje się powtórka z rozrywki. Nie chodzi tylko o organizację pracy zdalnej, ale również o to, co obnażyła sytuacja sprzed kilku miesięcy i czego powinna nas nauczyć. Wynikły z niej również pozytywne zjawiska i niewykorzystanie tych wniosków będzie bezmyślnym zaniechaniem.

Tymczasem dzięki inicjatywom takim jak projekt Rethinking Education – Zmieniamy Edukację, w którym na zaproszenie Greenhat Innovation, mieliśmy przyjemność brać udział, część wniosków i płynących z nich wyzwań podana jest, jak na tacy.

 

 

Czy znajdą się edukatorzy, dyrektorzy szkół, nauczyciele na tyle odważni, by oddolnie zacząć reformować system i wprowadzać w życie nowe rozwiązania? Czy będą mieli taką możliwość?

 

JAK JA TO OGARNĘ?

Właśnie odebrałam wiadomość, że w jednej z klas w roczniku mojego syna zarządzono kwarantannę. Nie rozdzieram szat, choć wiem, że ta sytuacja bardzo utrudni mu funkcjonowanie i naukę w ósmej klasie, bo wierzę, że mimo wszystko sobie poradzi, ale jest mi go żal.

To bowiem, o czym nie mówi się głośno, to olbrzymia zmiana dotycząca samoświadomości, która w takich warunkach musi zajść w naszych dzieciach – przyspieszone dojrzewanie do samodyscypliny, zarządzania sobą w czasie.

Dotychczas pchała ich do przodu głównie motywacja zewnętrzna, czyli niedoskonały, krzywdzący, pruski system nauczania ze swoimi ocenami, dzwonkami, ławkami i uwagami za niewłaściwe zachowanie na lekcji. Oni już wiedzą, że „koronaferie” nie mają nic wspólnego z luzem. To czas, w którym będą ustawicznie zastanawiać się „Jak ja to ogarnę?” i wielokrotnie ponosić porażkę, walcząc z prokrastynacją.

Doskonale pamiętam ten moment, gdy po dostaniu się na studia dowiedziałam się, że w zasadzie aż do sesji zimowej „nic nie muszę”. Założę się, że nie tylko mnie mnóstwo kosztowało, by nauczyć się zarządzać swoim czasem, a byłam przecież dorosła. To zresztą nie był największy kłopot. Najtrudniejsze było znalezienie w sobie wewnętrznej motywacji do pracy.

 

 

Jak mają poradzić sobie z tym dzieci?

Myślę, że to jest największa słabość obecnego sytemu edukacji. Dowodzą tego zacytowane tutaj wypowiedzi rodziców, nauczycieli i uczniów pochodzące z raportu „Trzy światy: Edukacyjne ścieżki doświadczeń w dobie kryzysu.” .

„Dzieciom brakowało umiejętności samodzielnej nauki. Są przyzwyczajone do mocniejszego prowadzenia przez nauczycieli. Bez osobistej pomocy nauczyciela nauka zajmowała im więcej czasu i energii, szczególnie w przypadku nietypowych zadań. Zostały zmuszone do samodzielnego zapoznania się z narzędziami i materiałami lub szukania pomocy u członków rodziny.

W obliczu braku bezpośredniej kontroli od uczniów wymagana jest większa samodyscyplina i odpowiedzialność za proces nauki, do czego nie przygotował ich tradycyjny model szkoły. Nauczyciele i opiekunowie mogą wspierać uczniów w nauce bardziej jako towarzysze i mentorzy.”

Nie pomagamy dzieciom w odnalezieniu wewnętrznej motywacji. Tak wiem, to byłaby prawdziwa rewolucja, ale może czas postawić na wielkie zmiany? Nieprzekonanych odsyłam ponownie do raportu Rethinking Education.

Od lat zakładamy, że w edukacji dzieci podstawową rolę powinna odgrywać motywacja zewnętrzna, że dzieci uczą się, aby uzyskać aprobatę innych ludzi. Moim zdaniem nie doceniamy ich ciekawości i zainteresowania światem. Gasimy w nich ich naturalny  entuzjazm. Dzisiaj dają mu upust szalejąc w internecie. Tam samodzielnie zdobywają wiedzę. W internecie, a nie w szkole jest ich świat. Naszym zadaniem jest pogodzenie ze sobą tych dwóch rzeczywistości, a nie uciekanie od problemu.

Jeśli sposób, w jaki uczą się dzieci ma być w dużej mierze samodzielny, powinniśmy sięgnąć po te same narzędzia i sposoby jakie stosujemy w przypadku nauczania online. Każdy twórca e-learningu wie, że jeśli uczeń nie będzie odpowiednio zmotywowany, nie ukończy kursu.

Wiem, że skuteczna metoda motywowania użytkowników e-learningu to od zawsze kamień filozoficzny, święty Graal, złoto Majów i „Niewidzialna ręka” razem wzięte, ale przecież wiele już na ten temat wiemy. Istnieją metody od dawna zdefiniowane i rozwiązania z powodzeniem w e-learningu stosowane.

Przyjrzyjmy się im w kontekście dzisiejszej sytuacji.

 

CEL

Są takie zdania, które padają z ust dzieci zdecydowanie zbyt często:

Po co mi to?

Dlaczego muszę się tego uczyć?

To jest bez sensu.

Kiedyś doprowadzały mnie do szału, a dziś za każdym razem, gdy je słyszę myślę sobie, że dzieci znów podają nam gotowe rozwiązanie swojego problemu, wystarczy ich posłuchać.

Zgodne z zasadami andragogiki: dorośli uczą się, żeby lepiej radzić sobie z wyzwaniami, przed którymi stoją. Dlaczego uważamy, że nie dotyczy to dzieci? Bo nie potrafią myśleć perspektywicznie? Skąd zatem powyższe pytania?

Bardzo powolnie dociera do nas, że jedną z umiejętności przyszłości jest selektywne spojrzenie na informacje.

My staraliśmy się w życiu wykorzystywać nadążające się okazje do rozwoju, bo było ich niewiele. Kiedy jako dziecko niespodziewanie dostałam super instrument natychmiast zabrałam się za naukę gry. „To przecież taka okazja. Niewiele osób ma taką możliwość”. Nasze dzieci mogą mieć każdy instrument, to nie jest dla nich motywacją do pracy, to tylko jedna z wielu życiowych możliwości.

Tak samo jest z informacjami docierającymi do nich z internetu. Są nimi zalani, zalani możliwościami. W naturalny sposób uczą się je kategoryzować i oceniać, by wyselekcjonować te, które wydają się, z ich punktu widzenia, najprzydatniejsze. Nic zatem dziwnego, że kwestionują przydatność informacji przekazywanych w szkole. To absolutnie naturalne, rozsądne i zdrowe. Bez tego pogubią się w rzeczywistości.

Co zatem powinniśmy zrobić? Moim zdaniem to samo, co robimy, by zmotywować uczestników e-learningu do zaangażowania się w pracę na konkretnym kursie – dokładnie zdefiniować cel i opisać korzyści wynikające z jego osiągniecia. Nie mam na myśli lepszej oceny z przedmiotu, tylko to, na co wskazuje andragogika – wskazanie, że osiągnięcie celu pomoże im w życiu stawić czoło konkretnym wyzwaniom. Zacznijmy im mówić dlaczego się uczą konkretnych umiejętności. Pokazujmy, co im ta nauka przyniesie, co otrzymają w zamian, za poświęcony na nią czas.

 

Tekst po lewej to wstęp do zadań z chemii dla siódmoklasistów z e-podręcznika zamieszczonego na stronach Ministerstwa Edukacji.

A mógłby brzmieć w taki sposób:

„Wiedza na temat rozpuszczalności pozwoli Ci przewidzieć, czy da się dosłodzić Coca-Colę 😊. Dowiesz się też, dlaczego woda w oceanie się miesza, a płatki z ciepłym mlekiem są słodsze.”

 

 

WSPÓŁODPOWIEDZIANOŚĆ

W komunikacji z uczestnikami kursów dla dorosłych w różnych organizacjach kładzie się nacisk na współodpowiedzialność i współuczestnictwo pracowników w życiu firmy, by uniknąć postaw kontestujących sensowność szkolenia. Dlaczego nie robimy tego w przypadku młodych ludzi?

„Na to jest w szkole za wcześnie” powiedzą niektórzy, a ja się nie zgodzę.
Poczucie sprawczości i satysfakcji działa cuda. Wskazujmy im realne cele, praktyczne zastosowania, przykłady wzięte z życia. Pokazujmy, jakie efekty może dać nauka.

Pokazujmy dalszą perspektywę i wpływ najmniejszych zmiennych na cały świat. Niech uwierzą, że od małych kroków zależą wielkie zmiany. Przerzućmy ciężar ze stawiania wymagań na rozbudzanie ich entuzjazmu, zaciekawienia i wiary we własne możliwości.

Wiedza to świadomość tego, co dzieje się wokół nas. Włączenie młodych ludzi w ramach lekcji przyrody, biologii, geografii w akcje takie, jak na przykład ta, zaproponowana przez Polskie Towarzystwo Zero Waste, da im poczucie, że mają realny wpływ na otaczającą je rzeczywistość.

Zarażajmy ich chęcią zmieniania świata na lepszy. 

 

WERYFIKACJA POTRZEB

„Niezbędnym elementem procesu uczenia się stały się również krytyczne i logiczne myślenie. Jednocześnie na znaczeniu zyskało praktyczne zastosowanie wiedzy, które zwiększa wewnętrzną motywację uczniów. Rodzice wskazują, że podstawa programowa wymaga dopasowania do aktualnych potrzeb uczniów, by mieli poczucie nauki pożytecznych rzeczy.”

Kolejną zasadą skutecznego szkolenia dorosłych jest weryfikacja potrzeb uczących się i organizacji. Jeśli nie ma na wiedzę zapotrzebowania zarówno w biznesie, jak i osobistym rozwoju jednostek, kurs się zwyczajnie nie sprzeda. Zweryfikuje to rynek. Na co komu umiejętności, które nigdy się nie przydadzą?

Tak, w edukacji to niezwykle śliski temat, ale nie wolno nam od niego uciekać. Już jest późno. Dorastają pokolenia, które same muszą sobie radzić z wyzwaniami edukacji nowych czasów, jak opisane powyżej krytyczne myślenie i selektywne spojrzenie na informacje. To duże wyzwanie, ale powinniśmy oddać głos nowym czasom i potrzebom, zrobić miejsce na naukę zdefiniowanych już dawno umiejętności przyszłości –  STEM i umiejętności miękkich (Raport: „Pracownik przyszłości” Infutere Institute).

Zapewne w planach lekcji długo jeszcze nic się pod tym kontem nie zmieni, ale każdy rodzic powinien mieć świadomość, w jakim kierunku toczy się świat jego dziecka i jakie mogą go w przyszłości czekać wyzwania.

Zanim nastąpi rewolucja możemy zmienić podejście do nauczania poszczególnych przedmiotów. Jeśli nauczyciel uczula dzieci na krytyczne podejście do zagadnień i pozwala zadawać nawet kontrowersyjne pytania, uczy je zadawać, jeśli wspiera kreatywne szukanie rozwiązań, zachęca do współpracy i komunikowania się z rówieśnikami, to już robi bardzo wiele w tym kierunku.

Przykład – znienawidzone przeze mnie powiedzenie z czasów gdy uczyłam się matematyki w szkole:

„Cholero nie dziel przez zero”

Być może nie miałam szczęścia do nauczycieli, ale pamiętam, że nikt nigdy nie wytłumaczył mi, dlaczego nie wolno tego robić. Przypuszczam, że zwyczajnie nie odważyłam się zadać pytania. Byłam przekonana, że usłyszę odpowiedz w stylu: „Bo się nie da”, „Bo mądrzejsi od Ciebie stwierdzili, że to niemożliwe”, „Bo takie są zasady” i tym samym się ośmieszę. Chciałabym, by moje dzieci nie bały się pytać, bo odpowiedź, jak się okazuje, jest bardzo prosta i da się tę „tajemniczą kwestię” wyjaśnić nawet dziecku.

 

 

UTRZYMANIE UWAGI

Nie zamykajmy się na oczekiwania młodych ludzi. To oni są twórcami dzisiejszych trendów. W raporcie firmy Docebo dotyczącym trendów w e-learningu na kolejne lata czytamy, że są to między innym: mikrolearning, nauczanie w trybie mobilnym i tzw. User-Generated Content, czyli treści dydaktyczne generowane przez innych uczących się. Jak dla mnie to „wypisz, wymaluj” obecna młodzież, poszukująca w smartfonach na własną rękę pomocy naukowej, wśród zamieszczanych na YouTube krótkich filmików. Skoro zaczynamy tak uczyć dorosłych, dlaczego odmawiamy tych metod dzieciom?

Byłam ostatnio na zebraniu w szkole świadkiem zażartej dyskusji między rodzicami. Jedni chwalili inicjatywę nauczycielki, która wprowadziła użycie smartfonów na lekcji chemii, a drudzy pomstowali, że powinniśmy odciągać dzieci od ekranów, a nie jeszcze w szkole zachęcać do ich używania. Mówiąc szczerze zupełnie nie rozumiem argumentów tych drugich.

Dzisiejsi młodzi ludzie nie będą żyć w naszym, tylko we własnym świecie. Będą nim rządziły zasady, potrzeby i przyzwyczajenia, które dzisiaj się rodzą, których oni są współtwórcami.

Jeśli nauka ma być atrakcyjna, a motywacja do pracy skuteczna musimy młodych ludzi do niej nie tylko zachęcić, ale również przy niej utrzymać uatrakcyjniając dydaktyczne treści gamifikacją, grywalizacją i szybką gratyfikacją postępów.

Choć sami nie rozstajemy się z telefonami nawet na krok i używamy najrozmaitszych aplikacji, by ułatwić sobie życie, uważamy jednocześnie, że smartfon jako narzędzie pracy w szkole jest niedopuszczalny?

Co zatem możemy zrobić?

Potraktujmy poważnie młodych ludzi i nie przykładajmy do nich naszej miary.
Dorastają w innej rzeczywistości niż my dorastaliśmy. Czekają ich w życiu zupełnie inne wyzwania. Inaczej odpoczywają, inaczej się nudzą, inaczej niż my kiedyś powinni się również uczyć.

Naszym zadaniem jest wesprzeć ich w odkrywaniu nowych dróg, pokazać im, że warto szukać, motywować, dodawać odwagi i wiary we własne siły i możliwości.